Z racji, że mija już pół roku od kiedy wyjechałam szukać szczęścia w Australii, postanowiłam zacząć serię wpisów o życiu w Australii. I nie mam na myśli wpisów z poziomu turysty, bo fascynacja nowym miejscem i forografowanie każdej napotkanej papugi mam już za sobą. Po sześciu miesiącach nie czuje się już zagubioną dziewczynką w nowym miejscu i myślę, że z pełną odpowiedzialnością mogę się z Wami podzielić swoimi doświadczeniami i tym jak bardzo Australia różni się od wyobrażeń. Kiedy dodałam pierwszy post będąc w Australii prosiliście mnie o posty jak wygląda życie do góry nogami, ale tak naprawdę na początku nie miałam o tym pojęcia, więc wstrzymałam się z pisaniem głupot do momentu kiedy faktycznie mogę się o tym wypowiedzieć.
Po długim wstępie i zarazem zapowiedzi następnych wpisów przyszedł czas na kilka słów o dzisiejzej stylizacji. Mimo, że konsekwentnie staram się przemycić do swojej garderowby odrobinę koloru, wciąż nie mogę się wyzbyć obsesji na punkcie bieli i czerni. To połączenie jest zawsze dobre. Nowością w mojej szafie i na blogu jest ta czarna koszula, która zauroczyła mnie od samego początku. Dzięki niej całośc nie jest nudna - falbana u góry, kokardki przy rękawach, cała w kropki, z golfem - dużo się dzieje. Początkowo próbowałam ją połączyć z ciemnym dołem, ale uznałam, że takie połączenie wygląda bardzo żałobnie. Białe spodnie okazały się idealne. Całość uzupełniłam prostyi dodatkami.
koszula - SheIn
spodnie - F&F
szpilki - zara
torebka - SheIn
okulary - reserved