W okresie jesienno-zimowym szarości mimochodem wkradają się do mojej garderoby. Chociaż bardzo się staram, aby w tym czasie nie stać się całkowicie małym szarym ludzikiem, nie jestem w stanie przestać kupować szarości. Co poradzę, że mając do wyboru całą gamę kolorów zawsze wybiorę ten szary? Jak co roku obiecuje sobie poprawę, że to koniec, że kolory, pastele i czerwienie. Co z tego wychodzi? Napisałabym, że chcąc kupić coś szarego po prostu wychodzę ze sklepu z niczym. Właściwie tak najczęściej jest, ale właśnie patrzę na futrzaną czapkę (łup z dzisiejszych zakupów) i jednak uważam, że skłamałabym pisząc, że odkładam rzeczy na półkę. Tak naprawdę mogłabym sobie stworzyć swój mały, przytulny, szary świat i czułabym się w nim całkiem nieźle.
Nie poddałam się jednak tak całkowicie. W poprzednim poście przemyciłam różowy sweterek i torebkę, w tym ciepły szalik w czerwoną kratę. Może to niedużo, ale moim zdaniem takie detale właśnie tworzą stylizacje. Dodatki, paznokcie, makijaż... Niby nic a jednak "robi robotę" i to całkiem dobrą.
zdjęcia: Przemek
płaszcz: oasap | szalik: FrontRowShop | sweter: stradivarius | spódnica H&M | torebka: oasap | botki: czasnabuty